Andrzej Zimniak

Przynieś mi serce Matki Teresy

fragment opowiadania z książki „Łowcy meteorów”

Strona internetowa książki: http://www.sorus.com.pl/sklep/index.php?d=produkt&id=57


Trzeciego dnia wydawało mu się, że coś mignęło między krzewami na skwerku. Puścił się pędem, ale nie znalazł nikogo. W powietrzu smużył się delikatny zapach perfum.

Przez kilka godzin krążył w pobliżu, chował się, zaczajał w kioskach z napojami albo za stertami plażowych leżaków. Wreszcie, zniechęcony, poszedł do pobliskiej kafejki.

Na stoliku koło drzwi stała niedopita szklanka herbaty. Ciepłej herbaty! Obok leżała zapalniczka, pachnąca tymi samymi perfumami, które wyczuł w parku. Szybkim spojrzeniem omiótł salkę, wskoczył za kontuar, wpadł do toalety. Pusto! Wybiegł na zewnątrz, rzucił się w stronę morza, potem w kierunku miasta. Nic z tego. Gdy wrócił do kawiarni, ona - nieznajoma kobieta - jak gdyby nigdy nic siedziała przy swoim stoliku.

Nie widziała go, zajęta makijażem, więc mógł zbliżyć się niepostrzeżenie. Przeglądała się w małym lusterku, szminkując wargi, przy czym śmiesznie wysuwała i zawijała czubek języka. Zapewne w końcu uznała, że jak na to puste miasto wystarczy, i schowała szminkę do torebki. Jej dłoń pojawiła się ponownie, wykonując szybki, koci ruch, tym razem uzbrojona w pistolet. Raptownie odwróciła się i wpakowała w Aristo sześć kul, lokując je jak strzelec wyborowy: trzy w czoło, trzy w klatkę piersiową. Potem odrzuciła broń i wycofała się tyłem aż do baru.

Aristo osłupiał. Najpierw wytarł tę odrobinę krwi, która pokazała się przed zasklepieniem ran. Potem postąpił pół kroku w stronę kobiety. Krzyknęła przeraźliwie i rzuciła się do ucieczki, usiłując bokiem przemknąć się w kierunku wyjścia. Zagrodził jej drogę i chwycił za nadgarstki. Nie, teraz nie może pozwolić jej zniknąć.


Sorus