Andrzej Zimniak

Pod ochroną

fragment opowiadania z książki „Łowcy meteorów”

Strona internetowa książki: http://www.sorus.com.pl/sklep/index.php?d=produkt&id=57


Plaża była pełnych dziwnych szeptów, szmerów i westchnień. Fale szumiały cicho gdzieś tuż obok, łagodny powiew od morza pojękiwał wśród rozstawionych parasoli, lecz przez gęstą watę ciemności przesączały się jeszcze inne, niezrozumiałe, ledwie słyszalne dźwięki, jakieś niewyraźne kształty poruszały się w mroku - jakże wyraziste były to złudzenia! Migotliwe światełko na morzu przybliżało się i oddalało, chwilami nikło zupełnie. Niepojęty lęk objął mnie zimnym uściskiem - obejrzałem się raptownie za siebie, lecz była tam tylko dysząca strachem ciemność. Ruszyłem z powrotem; nie wiedziałem, kiedy nogi zaczęły nieść mnie w coraz szybszym biegu, a coś nieokreślonego i groźnego pędziło tuż za mną, a może już obok mnie? Wreszcie bez tchu dopadłem oświetlonej alei, klnąc w duchu swoje idiotyczne zachowanie. Jak dobrze, że nikt tego nie widział!

Lecz myliłem się. W rozhuśtanym kręgu światła stała kobieta, przytrzymując targane zajadle przez wzmagający się wiatr kosmyki włosów. Miałem nieodparte wrażenie, że stała tam czekając na mnie; jej uniesione ramię było smukłe i delikatne, wiotkość talii i harmonię linii bioder i ud podkreślała obcisła, długa sukienka, której barwny jedwab trzepotał jak luźny żagiel. Na twarzy zastygł wyraz rozbawienia, lecz szeroko rozstawione, wielkie oczy patrzyły badawczo. Była bardzo ładna, nie wahałbym się nawet nazwać jej piękną kobietą, lecz wyczułem także coś obcego, może cień pogardy w spojrzeniu? Takim lalom woda sodowa łatwo uderza do głowy - zdążyłem pomyśleć niechętnie i zamierzałem oddalić się z godnością, gdy jej wzrok złagodniał, wargi wydęły się i usłyszałem dźwięczny śmiech, którego część zabrała wichura. Przystanąłem, coraz bardziej zły na nią i na siebie.

- No, niech pan się już nie gniewa - mówiła niskim, miękkim głosem, zbliżając się powoli. - Tak nagle wyskoczył pan z ciemności, że przez chwilę obawiałam się napadu, sądziłam, że to jakiś rzezimieszek. A tu sympatyczny, młody człowiek - ujęła mnie lekko pod ramię i delikatnie popchnęła aleją, pod rozhuśtanym sznurem różnobarwnych lamp. Mówiła coś jeszcze, lecz wiatr porywał większość słów, a może to ciepła bliskość dziewczęcego ciała, miękka wypukłość piersi muskającej moje ramię i zapach zburzonych włosów sprawiły, że nie mogłem skupić uwagi na rozmowie?


Sorus